Ełk - Gołdap - Gross Romintten - Trakehene - Gołdap - Giżycko

28.08.2015 (piątek)
Pociąg z Giżycka odjeżdżał o 15:47. Taki zwykły, jak to mówią „szynobus”. Bileciki z rowerkami coś około 32 zł, więc całkiem dobrze. W pociągu „przemiła” pasażerka robi lekką awanturkę o bilet. Chyba jest trochę draśnięta, bo opowiada, że jedzie do Ełku po królika. Można i tak. Wolny kraj, choć w ruinie.
W Ełku jesteśmy punktualnie, tak samo jak deszcz, który zaczyna coraz mocniej padać. Przy dworcu jeszcze ubieramy się w antydeszczowe ubranka i krajową 16 jedziemy do Kalinowa. Cały czas pada. No, ale w końcu dawno nie padało. W Kalinowie skręcamy na Cimochy, a potem do Turowa. Ładny asfalt, choć zadupie. Przejeżdżamy Rospudę i trochę szutrem dokręcamy do Kurianki Pierwsze. Tam zaczyna się piękny asfalt, który prowadzi nas przez parę ładnych kilometrów. Za Pijawne Małe super ścieżka rowerowa się kończy, ale wjeżdżamy na dobry szutr, który prowadzi nas do Gawrych Rudy. Tam, mimo wcześniejszych telefonicznych uzgodnień, w Młodzieżowym Ośrodku Edukacyjno-Wypoczynkowy „Zatoka Uklei”, nocleg jest za 50 zł (a nie jak wcześniej informowano nas, że za 35). Już jest ciemno, ale jedziemy szukać tańszego. Dojeżdżamy do zajazdu „U Jawora”, ale tu również ceny są zbyt wysokie. Ale obok znajdujemy prywatną kwaterę za 35 zł od łba. I tu nocujemy.
Od Ełku przejechaliśmy dzisiaj 60,34 km.
29.08.2015 (sobota)
No cóż. Rano trzeba wstać (coś około 9). Śniadanie w sklepie (jogurt +bułka +kabanos). Dookoła Wigier super droga (choć chwilę zastanawialiśmy się, czy nie jechać wąskotorówką). Za Bryzgielem szutr, ale całkiem dobry. Dojeżdżamy do Kamedułów na Wigrach. Mydło i powidło. Jemy w barze „kulki mocy” i jedziemy dalej do Kaletnika, gdzie trafiamy na odpust. Baloniki i karabiny chińskie to standard.  Potem Jeleniewo, Szurpiły i Przerośl, gdzie wjeżdżamy na drogę do Dubeninek. Jedziemy i jedziemy. Droga znana i lubiana. Zatrzymujemy się w Gołdapi w OSiR w domku. 60 zł za domek za jedną noc. Jeszcze obiad „U Jędrusia” i wracamy. Dzisiaj przejechaliśmy 109,10 km.
30.08.2015 (niedziela)
Raniutko szykujemy paszporty, sprawdzamy ile rubli jest w kieszeni. Dzisiaj robimy rundkę po Obwodzie Kaliningradzkim. Na przejście graniczne docieramy sprawnie i rowerkami podjeżdżamy pod sam szlaban. Klakson, chyba na nas, odwracamy się i … spotykamy naszego znajomego Jędrusia K. jedzie do Gusiewa. Granice przekraczamy dość szybko, choć jedna z mundurowych, rosyjskich dziewcząt, jest wyjątkowo kategoryczna. Trzymana w jej rękach pałka jest niczym Kopernik: wstrzymuje i rusza.
Już po rosyjskiej stronie jedziemy szeroką drogą i cały czas z górki. Skręcamy w las na Krasnolesie (dawne Gross Rominten). W miejscowości pomnik z I wojny światowej i tablica z kilkoma przedwojennymi zdjęciami. Wyjeżdżając ze wsi zaczyna się przyzwoity asfalt, którym pędzimy do Czistyje Prudy (dawne Tollmingen), skąd kierujemy się na Jasną Polanę (dawne Trakehnen). Wszystkie mijane miejscowości, mimo upływu lat, maja jeszcze elementy dawnych zabudowań bądź układu architektonicznego. Ale wszystko jest w tak strasznej ruinie. Tylko pomniki ku chwale są wyremontowane, pobielone i oczywiście monumentalne. Jest jeszcze kilka odnowionych, starych cmentarzy z okresu I wojny światowej, ale jak zdążyliśmy się zorientować, są to tylko te cmentarze, na których pochowani są rosyjscy żołnierze. W końcu, po najgorszym szutrze jakim w życiu przyszło nam jechać (choć przyznać trzeba widokowo było super)  jesteśmy w Jasnej Polanie. Przy sklepie, w który kupujemy kwas chlebowy, zjadamy posiłek i dalej w drogę. W Nowostrojewce skręcamy na Olchowatkę, gdzie wjeżdżamy na główną drogę Gołdap-Gusiew. Jedziemy parę kilometrów w kierunku polskiej granicy. Pora jest wczesna jeszcze, więc postanawiamy pokręcić się jeszcze po Obwodzie. Skręcamy z drogi na Karamyszewo. Zwiedzamy stare cmentarze, na których są nowe cmentarze. To wszystko bardzo wymieszane. Nagrobki z I wojny wewnątrz współczesnych grobów. Stare i nowe w jednym miejscu. Ale, jak to mówi Jan, ziemia wszystkich przyjmie. Po drodze jeszcze spotykamy się z Jędrusiem K. i Janiną R. Rozmawiamy głównie o barszczu Sosnowskiego, którego całe, ogromne połacie było nam oglądać. W niektórych momentach jest tego tyle i jest tak ogromne, że przypomina Park Jurajski.
Wracamy na granicę, gdzie czeka mnie wspaniała przygoda ze strony polskich celników. Idę na osobistą kontrole. Jan ma ubaw, ja zdziwienie i niesmak. Z naszymi wspólnymi znajomymi idziemy na obiad. Oczywiście „kulki mocy” czyli kartacze. Zmęczeni wracamy do ośrodka OSiR.
Przejechaliśmy około (bo wysiadł mi licznik) 95 km.
31.08.2015 (poniedziałek)
W zasadzie to już koniec naszej rowerowej wędrówki. Jeszcze tylko musimy dojechać do Giżycka. Nie komplikujemy sobie drogi, jedziemy prze Banie Mazurskie drogą na wybitnie znaną i wielokrotnie opisywaną. Jeszcze tylko bardzo dobre lody w Baniach. W domku jesteśmy trochę po 13. W nogach 65 km. No a jutro do szkoły.
WITAJ SZKOŁO!!!!

Sponsor:

Joomla template by ByJoomla.com